Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

Sieveking Sound, Akcesoria Audiofilskie

Audiophile 24 Karat Gold CD-R

Audiophile 24 Karat Gold CD-R image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

  • Akcesoria Audiofilskie - akcesoria
  • Sieveking Sound - producent

Produkt w tej chwili niedostępny.

Idealne lustro muzyki...

Ależ oczywiście! To były... ruble. Nie żadne tam dolary, choć w marynarskim mieście łatwiej było o nie niż o ‘brązowego górnika’ o nominale 500 zł. Ruble. Carskie ruble. Wielkie jak Panorama Racławicka, niemal na płóciennym papierze, zdobne, barwne, przykuwające uwagę przebogatą ornamentyką, jubilersko zdobionymi inicjałami, pełne esów, floresów, akantów i wyraźnie wyczuwalnych pod palcami nitek, chyba ze szlachetnego kruszcu. Skąd? Z przedrewolucyjnych oszczędności! Kiedy Aurora grzmiała, trzeba było uciekać. Ale nikt wówczas nie był w stanie przewidzieć rozwoju wypadków. Nie do pomyślenia było, że już nigdy po Newskim Prospektem nie będzie w odkrytej karecie jechał car z córkami, a każda w śnieżnobiałej bluzce, pełnej koronek. Mimo prawie stu lat za plecami, babcia rysowała wzory tych koronek. - Jak mogę nie pamiętać! – oburzała się, prostując zmęczone już plecy niczym te cztery rumaki, chyba na moście Aniczakowskim. Miała te ruble, które w dobie czarno-białych telewizorów starczały na całowieczorne pogaduchy przy stole. Ich wartość – żadna. Ukryte w nich emocje – ogromne. Babcia była zapobiegliwa. Dziadek chyba mniej dbał o sprawy majątkowe, ziemskie. Zatopiony w annałach, rękopisach i manuskryptach niegdysiejszej biblioteki Zamojskich w Sankt Petersburgu zarabiał pewnie godne pieniądze. Bez nich nie mógłby mieszkać przy ulicy Sadowej nr 20. Tak! Numer 20. Chyba na drugim piętrze. Każdy kamień i budynek przy tej ulicy to temat na książkę. Może kiedyś ją napiszę. Pewnie pominę takie drobiazgi jak ogłoszenie urzędowe w nowogródzkim Dzienniku Wojewódzkim, w numerze 4 z 1939 roku, że dziadek zgubił dowód tożsamości konia, nr dokumentu 554208. Gdyby jednak ktoś z Państwa ten dowód znalazł, proszę o zwrot. Nie idzie już o konia, a o kresowy honor. ****** Więc dolary – nie. W co inwestować? Bitkojny? Różnie ludzie na mieście gadają. Jak się pojawiły – było brać. A teraz? Teraz tez nie powinno się stracić, ale zarobek nie będzie już tak duży jak w przypadku tych, którzy kupili je jako pierwsi. Mówią, ze już jest jakaś nowa waluta. Zagadnąłem o nią wczoraj właściciela nowej knajpki na międzyzdrojskim deptaku. Za barem dziewczyna z Ukrainy, piwo wnosił do piwniczki smagły syn dalekich stepów. Na półpięterku rubasznie rozdyskutowani spacerowicze z Anklam. Zanim zamówiłem placek po węgiersku, restaurator zapytał czy płacę w euro czy w złotówkach? - Zapłacę złotymi... płytami! – powiedziałem z całą powagą, jakiej zasoby są u mnie generalnie życiowo deficytowe. - Złote CD-Ry – dodałem nie mrugnąwszy okiem doprowadzając twarz restauratora do stanu skupienia równego strukturze betonu z falochronu. - Ale złotówki czy euro? – dzielnie wyciął ze świadomości ten fragment rzeczywistości, w której mówiłem o CD-Rach i ześlizgując się po wygiętej strunie czasoprzestrzenni - restaurator wrócił do zatrzymanej przed chwilą i na chwilę rzeczywistości. Machnąłem ręką i... poszedłem na pizzę. ****** Gdzie nie spojrzeć – wieża Babel. Waluty, nazwy potraw, językowy melanż, kulturowy przekładaniec. Sprzęt – o, tu dopiero, pardon, perski dywan różnorodność. I jak to ma grać spójnie? Ale co tam sprzęt! Amerykański artysta śpiewa w niemieckim studiu, zapis przegrany z taśmy w analogowej dolinie pod Hong Kongiem, ale już w kontynentalnych Chinach, na japońskim krążku ze szwajcarskiego magnetofonu, w procesie nadzorowanym przez dwóch Europejczyków... I jak to ma dobrze grać! Jak? Ano.. tak. Skoro ma – to i gra! Wielu z Państwa już się o tym przekonało, sięgając po złote CD-Ry z nagraniami zapisanymi na nich w technologii AAD 1:1. Wiele z nich wyprodukowano z zachowaniem pełnej dynamiki nagrań. A więc – zero kompresji! Możliwie najdokładniejszy obraz dźwięku utrwalonego na taśmie magnetofonowej, przeniesiony teraz na nośnik cyfrowy. Ale tylko nośnik, bez cyfrowej ingerencji i „ulepszenia” nagrań. Pierwsze wrażenie – dość mało elektryzujące, ale w miarę słuchania – paraliżujące. Bo to zupełnie nowa jakość i wartość! To tak, jakby przez całe życie kazano nam pić wszelkie eliksiry, przetworzone napoje, a w ostatniej chwili ziemskiej wędrówki – dostalibyśmy szklankę zwykłej, schłodzonej, czystej, źródlanej wody. Poza powyższą kwestią waloru – spotykamy nowe zjawisko... nie wiem jak je nazwać – nieograniczonej dynamik? Tu już nie o liniowości trzeba i można mówić. Tu pojawia się efekt pantograficzny. Milimetr postępu z lewej daje przyrost metrowy po prawej. I nie widać granicy owego wzrostu. Wrażenie porównać mogę z sytuacją, gdy oto idąc ulicą zatrzymujemy się przed miniaturką Mona Lisy, opartej o słupek znaku drogowego. Pochylamy się, podziwiamy, wzdychamy... I oto Mona zaczyna rosnnnnnąćććć! Rosnąć... Już jest jak tabliczka czekolady, jak album ze znaczkami, który chciałoby się lisnąć, prawie jak skrzydło okienne, większa od drzwi na taras, prawie jak dwa autobusy posadzone obok siebie niczym dwa zające! I rośnie dalej. A my – ciągle w tym samym miejscu! (i tak już pozostanie, i tak jest we wszystkich innych aspektach naszej rzeczywistości – która przerasta nas, mimo, iż to podobno my ją animujemy). Ona była malutka, my wielcy – teraz, po wysłuchaniu AAD 1:1 – jesteśmy tacy sami wielcy w małości, a ona, Mona Lisa dźwiękowa – w pełni wyzwolona, wszechobecna, potężna, wręcz nieogarnialna. I tak czuć się pewnie będzie wielu z Państwa, pierwszy raz słuchając AAD 1:1. Proszę pamiętać o tym spotkaniu z Mana Lisą! ******* CD-Ry. A raczej cedeerki... Z pogardą i oburzeniem. Z lekceważącym grymasem... Żaden szanujący się, pardon, audiofil (może i źródłosłów tego słowa daje się logicznie wyprowadzić, ale te skojarzenia? ciężko nad nimi zapanować) nie weźmie jej do ręki! Nie włoży do swojego katedralnego odtwarzacza... Nie, to nie! Jak nie włoży, to nie usłyszy tego, co cedeerka zrobiona w technologii AAD 1:1 może nam zaprezentować. Najprawdziwszy Telefunkem 15A po serwisowym przeglądzie przez samego Kaia Hilperta. Taśmy i płyty z ABC Int’ll Records. I porównujemy. I test kończymy. I podpisujemy klasycznym ułamkiem piętrowym, jeśli dobrze pamiętam: 1 do 1. Tyle na taśmie - ile na płycie. Każde dodatkowe słowo będzie przejawem zrzędliwości i audiofilskiego bicia piany. **** Na płytach AAD 1:1 – pieczątka: Gwarancja – long life. 300 lat pewności, że informacje na płycie przetrwają kilka pokoleń. Czy za trzysta lat będą jeszcze w obiegu dolary? Albo bitkojny? Zrobię wiele, by uchować babcine ruble i tych kilka złotych krążków CD-R zrobionych w technologii AAD 1:1. Wpiszę je do testamentu. Mam pewność, ze z całej po mnie masy spadkowej, one przetrwają najdłużej. p.s. A miałem napisać kilka słów o prezentowanym tu wielkim następcy słynnych złotych cedeerek z Mobile Fidelity, których produkcja definitywnie się zakończyła. Ich miejsce zajęły w Europie nowe złote krążki. Sygnowane marką ‘Sieveking Sound’. Wolne od jittera, niezwykle starannie wykonane, o gwarancji long life. Doskonały bank na Państwa multimedia. Najlepszy nośnik na własne produkcje muzyczne, na transfery z płyt winylowych, z taśm magnetofonowych. Pierwsze sygnały od ich użytkowników potwierdzają, ze nawet wykonana przy użyciu specjalnego, profesjonalnego oprogramowania kopia płyty CD – brzmi na nich lepiej niż oryginał. P.s. 2 Płyty CD-R Gold oferujemy także na szpindlu - 50 krążków bez plastikowych pudełek typu jewel cas

 

Razem z tą płytą inni Melomani kupowali: