O wielkości dzieła, niekiedy, świadczy najzwyklejszy brak słów na opisanie wrażeń, jakie ono rodzi. Jeśli nawet nie opiszemy, czemu, komu jest poświecone - ładunek emocjonalny jaki owo dzieło niesie, pozostawia trwały ślad w naszej psychice. Boris Pigovat na narratora opowieści, wyraziciela krzyku milczenia w hołdzie życia, które choć pokonane pod Babi Jarem - jednak przezwyciężyło koszmar wojny, wybrał altówkę. Tę ujął w dłonie wirtuoz i pedagog, kierownik katedry w konserwatorium na Nowej Zelandii, Donald Maurice. Jeden z krytyków porównał kompozycję Pigovata z brahmsowskim German Requiem. Nagranie, ktore Państwu prezentuję zrealizowano podczas koncertu live. W 70 rocznicę Kristallnacht, monachijskiego pogromu Żydów. Sponsorem koncertu były pzrede wszystkim ambasady Niemiec i Izraela na Nowej Zelandii. Doprawdy. Nie powinienem juz nic więcej mówić, pisać, sugerować. Mozartowskie Requiem, verdiowske Messa da Requiiem czy beethovenowska Missa Solemniss... Nie, dziś, po wysłuchaniu dzieła Borisa Pigovata nie umiem powiedzieć, zaklasyfikować, umieścić go na liście arcydzieł w miejscu dla tej kompozycji właściwym. Ale wiem, że po żadnym chyba z wymienionych nie czułem takiego rozedrgania i uwięzionego w kamieniu sprzeciwu wobec śmierci, zadawanej człowiekowi przez człowieka. p.s. w uzupelnieniu - trzy równie poruszające miniatury