Wystarczy spojrzeć tylko na listę wykonawców tej sesji nagraniowej z czerwca 1956 r., aby krew zaczęła pulsować w żyłach. Co więcej, to nagranie spełnia wszystkie nasze oczekiwania i oferuje czysty, rozkołysany jazz z dni jego świetności. Muzyka z tej płyty jest doskonała. Nawet gdybyśmy pominęli udział w tej sesji Adderley’a, który akurat wtedy rozpoczynał swoją karierę, to pozostali muzycy stali się autorami wilekiego przedstawienia muzycznego. Perfekcyjna aranżacja poszczególnych utworów ukazuje wszystkie atuty 10-cio osobowego zespołu Ernie Wilkensa. Obok „ beztroskich”, żywych solówek „Cannonballa”, atutami nagrania są popisowe wejścia Jimmy Clevelanda na puzonie, Jerome Richardsona na flecie i oczywiście Juniora Mancea na fortepianie. Czy już mają Państwo tę płytę? Nie? Hm.... (BL)