Ta strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek (cookies) do poprawnego działania. Więcej informacji na stronie Polityka Prywatności. Zamknij.

Logowanie

ClearAudio

Double Matrix Professional - Sonic

Double Matrix Professional - Sonic image
Galeria okładek

ZamknijGaleria okładek

Rekomendujemy także:

1. Smart Matrix Professional - pralka jednostronna .



Rekomendujemy także:

1. Smart Matrix Professional - pralka jednostronna .



  • ClearAudio - akcesoria
Add to Basket

22900.00 PLN

pralka:

Nr kat.: Sonic Silver
Label  : ClearAudio
Add to Basket

1110.00 PLN

pokrywa:

Nr kat.: AC143
Label  : ClearAudio
Add to Basket

180.00 PLN

6 okleina czyszcząca:

Nr kat.: DMPS
Label  : ClearAudio

najbardziej inteligentna i skuteczna pralka do płyt winylowych wszelkiego typu - całkowicie automatyczna




Mój pierwszy tatuaż, w kolorze i miejscu cokolwiek niezbyt eksponowanym – tym cenniejszy – powstał w Kamieniu Pomorskim. Jakoś tak przed południem. Pierwszego dnia pobytu w tutejszym uzdrowisku. Z kartą zabiegową zameldowałem się w pawilonie C. - Rozebrać się i stanąć tam, pod ścianą. Krewka sanatoryjna marines nie spojrzała nawet na moje zawstydzenie, skrępowanie i zakłopotanie. - Dalej, tam, przy tych uchwytach. Niech się ich mocno trzyma. Kompletnie nieświadomy, o co chodzi, stanąłem we wskazanym miejscu w świeżo wyprasowanych plażowych badejkach z motywem kicającej żabki na pośladku. Z drugiej strony był ciekawski krokodylek, który owinął się wokół piłki, pokolorowanej na łowicką modłę. Majtochy kupiłem jakoś tak zimą, na wyprzedaży. Markowe, ale z ubiegłego sezonu. W nowym sezonie modne będą hipopotamy pod parasolkami, także w łowickie desenie, ale z drugiej strony - białowieski żubr z rodziną na rowerkach. Fajne, ale cena ubiegłorocznych była trzy razy niższa. Poziom endorfiny mnożącej się na samą myśl o dobrym interesie jaki zrobiłem na tym zakupie walił do tego stopnia, że miałem wrażenie, iż czaszka lekko mi się odkształca, więc pochyliłem nieco głowę stojąc przy ścianie, w oczekiwaniu na... no właśnie. Nie sprawdziłem. Co to są te bicze szkockie? Przecież nie będzie mnie tu ta komandoska pejczem jakimś katować? Uzdrowisko państwowe, ustrój sprawiedliwości społecznej, sanatorium w kolejce sześć lat wyczekane, więc... spoko, myślę sobie. W tamtych czasach na empirię mieliśmy mniej czasu. Praktyka wprowadzania zachodnich nowinek bywała niekiedy bolesna, ale nauka takim doświadczeniem zdobyta, utrwalała się na wieczność. Więc – te bicze... A może to jakiś masaż na stojąco? Ale czemu w takiej wielkiej, wykafelkowanej sali? - Trzyma? - Tak... – zrozumiałem, że pytanie skierowane było do mnie. Mocniej ująłem dwa wystające ze ścian uchwyty, ale nie zdążyłem już powtórzyć, że tak... Świadomość wracała mi wolno ale nie rozumiałem dlaczego jestem cały mokry. Poprzez zalane wodą oczy, która spływała po polikach rozpoznawałem rysy mojej terapeutki (wtedy, tam, użyłem chyba innego określenia). - Mówiłam, trzymać się. No, nic sobie nie robił? Wstaje, no, raz dwa... Zrozumiałem. Bicze szkockie. W niewielkiej ode mnie, leżącego na posadzce kuracjusza, odległości stało działko wodne, z opuszczoną teraz lufą, z której ściekały resztki wody. 15.10 do Yumy, pomyślałem. Żeby tylko jaki rozpędzony dyliżans się tu nagle zza skały nie wyłonił. Z poziomu podłogi działo wyglądało nadal groźnie. Snajperka podeszła doń, wprawnym ruchem ręki uchwyciła za kolbę, uniosła lufę, wycelowała nieco ponad moją głowę. - No. Niech stanie tam, trzyma się mocno. Czas leci. Nie mam czasu. Następni czekają. Zerwałem się na równe nogi i wróciłem kierowany bardziej siłą strachu niż woli przed tę kafelkową ścianę, a moje dłonie zintegrowały się z mokrymi niklowanymi uchwytami. Wyrwę je ale nie puszczę, z całą ścianą pofrunę, a nie dam się powalić. Moje Pearl Harbour trwało jakieś 5 minut. Wszystkie narządy wewnętrzne rozważały dylemat: bigos czy gulasz? Natomiast świadomość podtrzymywana była siłą poezji Majakowskiego, dialogującego z Broniewskim. [Jan] Stęknął, ocknął się i beztrosko wyprostował zgarbione plecy: „Wiesz – powiada – w Magnitogorsku dziś ruszają dwa wielkie piece… „...stań u drzwi. Bagnet na broń! Trzeba krwi!” - Ubierać się! Następny... Wychodziłem lekko stąpając na palcach, by tego co w środku – jeszcze bardziej nie pogmatwać. W drzwiach minąłem się z równie obnażonym, osmaganym wiatrem biurowych drzwi urzędnikiem magistratu z sąsiedniego powiatu. Ja nie wyglądałem już w tamtych latach na Herkulesa, ale on, ten urzędnik... Może chociaż kawałek gazety podłożyć mu pod stopy, żeby nie wszystek spłynął po tych biczach...? – Ot, ludzki, solidarnościowy odruch. - Zamyka drzwi! Nasza specjalistka z kamieńskiego Neavy Seals bez emocji czekała, aż cherlaczyna przyklei się do ściany... Mój prawdziwy dramat zaczął się jednak dopiero w przebieralni. Wyszedłem spod prysznica, a dwaj kuracjusze ze Śląska głosami z poziomu pokładu Idy zanosili się od śmiechu, co chwilę wtrącając te swoje: pierunie. Zlekceważyłem ich i odwróciłem się tyłem, co wywołało jeszcze większy wręcz spazm śmiechu. Kątem oka, w lustrze na przeciwnej ścianie dostrzegłem jakąś kolorową plamę na moim – pardon – pośladku. Krótkie dostrojenie dobrego jeszcze wówczas wzroku do obiektu uświadomiło mi, że cały gaciany motyw mam na du... żym fragmencie ciała. W kolorze! I to było sensacyjne, wszak rzecz maiła miejsce w latach, gdy telewizory kolorowe były mrocznym przedmiotem pożądania i znano je bardziej z opowieści niż salonów wielkopłytowego budownictwa mieszkaniowego. Z przodu było jeszcze gorzej. Ten krokodyl bejsbolista odciśnięty na moim udzie szczerzył sto kłów, jakby chciał powiedzieć: no, stary, nie masz już żadnych szans. Ale i to nic. Po nieprzespanej nocy, już przed siódmą rano stałem w kolejce do następnego zabiegu. - Tu nogi - głowa tam. Na brzuchu. Kartę da. Położyłem się i czekam. - Lędźwiowy? - Tak, boli, wie Pani, praca siedząca... Poczułem raptowne szarpniecie, mój tylny wstyd został właśnie obnażony, a wnętrze gabinetu zabiegowego wypełnił śmiech tyleż upiorny co niezamierzony. Zrozumiałem. Pod majtochami, na pośladku, miałem ową skaczącą żabkę. Dalej w kolorze. Ale nie wiedziałem, że w nocy trochę ją... prawdę powiedziawszy, zdeformowałem... Nie moja wina. Takie materace były w tych sanatoryjnych łóżkach. Odciśnięte sprzężony przydały żabie dodatkowych znaczeń i symbolikę daleko odbiegającą od ekologii. Całą moją sromotę, cały wstyd i nie-sławę, jaką w drugim dniu pobytu w uzdrowisku uzyskałem, co na deptaku i w pijalni wód dało się od razu zauważyć, mógłbym zneutralizować, gdybym miał wtedy tę pralkę. Z Clearaudio. Double Matrix Professional - Sonic. Właśnie to jedno słówko – Sonic – wybawiłoby mnie z tamecznych tarapatów w ułamku sekundy. RCM Sonic – najnowszy produkt i bodaj najbardziej zaawansowany i skuteczny ze wszystkich tego typu akcesoriów na świecie. Jest logiczną kontynuacją poprzedniczki – Double Matrix Professional – nawet w zakresie designe oraz rozwiązań formalnych. Niemniej – wzbogacono to urządzenie o kilka fantastycznych funkcji: 1. Może pracować w trybie ręcznym i automatycznym. Ten pierwszy, jako żywo skopiowany z Double Matrix Professional – pozwala kontrolować proces czyszczenia na każdym jego etapie; to Państwo decydują, czy należy dodać płyn myjący, czy wykonać dodatkowe obroty i pozwolić szczotkom dłużej wgłębiać się w rowki płyty. Możemy dowolną ilość razy zmieniać kierunek obrotów talerza. 2. W najnowszej wersji – mają Pastwo do dyspozycyjni program automatyczny. Wystarczy wcisnąć guzik start – i pralka sama przeprowadzi cały proces mycia i osuszania płyty. Program automatyczny można w każdej chwili przerwać. Można też go wznowić. 3. Walorami zachęcającymi do korzystania z Doule Matrix Professional była jej skuteczność, oszczędność fluidu myjącego, cicha praca i silna ssawa odprowadzająca wszelkie zanieczyszczenia z płyty. Nowa wersja jest pod każdym z powyższych względów jeszcze bardziej zoptymalizowana. Dodatkowo - pozwala śledzić dokładnie poziom płynu myjącego w zbiorniku. Jest to bardzo wygodna funkcja także w przypadku, jeśli pusty zbiornik napełniamy płynem, przewidując ile płyt będziemy chcieli w tej sesji umyć. 4. Najważniejszą jednak modyfikacją, wręcz o znaczeniu rewolucyjnym dla mycia płyt winylowych, jest nowa konstrukcja szczęk obejmujących płytę, wyposażonych w trzy rzędy okładzin czyszczących (u dołu i u góry), zamocowanych na luźnych płytkach, które – uwaga – podczas procesu mycia wibrują co sprawia, że w rowkach płyty nie ostanie się żaden element. Choćby skamielina lub fragment rzęsy dziadka dzisiejszego melomana i winylowego spadkobiercy, zatopiony w nikotynowej kropli niegdysiejszych extra mocnych. 5. Ten proces wzmocniony jest także generowaniem fal o wysokiej częstotliwości (ultradźwięki), które wywołują zjawisko kawitacji. Polega ono na tym, że cząsteczki płynu myjącego uzyskują dużą energię i z wielką mocą bombardują ścianki rowków płyty winylowej odrywając od nich wszelkie zbędności. Taką pralką "wymyłbym" zęby mojemu krokodylowi z gacianego tatuażu "na perłowo"! Ale zamiast fukcji sonicznej miałem wtedy szare mydło "biały jeleń" oraz tzw. szczotkę ryżową. Na listach dyskusyjnych, także polskich pojawiły się już jakiś czas temu domorosłe pomysły jak samodzielnie taką pralkę zbudować. Powaga dyskusji, podejmowane zagadnienia i ta polska zadziernośność – a co będę tyle przepłacał – sam zrobię – jest doprawdy tak komiczna, że konkurować z nią mogą tylko eskimoskie praktyki swobodnego nurkowania pod dziesięciometrową pokrywą lodową. A co, my nie damy rady? Odnoszę wrażenie, ze wraz z tą pralką światowa pogoń za skutecznym urządzeniem do mycia płyt winylowych została zakończona. Co jeszcze można w tym zakresie wymyślić? Zadałem takie pytanie na jednaj z list dyskusyjnych. Wątek został podjęty... ale przeze mnie samego. Pod innym nickiem. Zaproponowałem – bierzemy niszczarkę do papieru. Tak, może być używana i lekko uszkodzona. Ważne, żeby jej otwór był równy średnicy płyty długogrającej. Z boku montujemy cyfrowy przechwtywacz wielośladowy. Można taki zrobić samemu. Dwie kości (raczej układy scalone, bo nie wiem, czy układy kwantowe są już w handlu), jakieś trzy oporniki i koniecznie ledy zmieniające kolory w zależności od poziomu remasteringu oraz rpm grabowanej płyty. Tę wkładamy w szczelinę, dajemy start, przechwytywacz wielośladowy ripuje sygnał z rowków i zamienia go w pliki flak ( w odróżnieniu od znanych już ale niższej generacji plików flac). Możemy w laptopie albo w telefonie przeprowadzić upsampling do 48bit/512kHz i cieszyć się z najbardziej analogowego brzmienia w powiecie.

 

Razem z tą płytą inni Melomani kupowali: